Kamieniarz – Zbigniew Królicki/ „Bajki chińskie czyli 108 opowieści dziwnej treści dla dorosłych”
Dawno, dawno temu żył w prowincji Syczuan znakomity kamieniarz. Ociosywał głazy i był zadowolony i szczęśliwy. Ze swojej staranności, uczciwości i fachowości słynął na całą prowincję. Pewnego razu wielki bogacz zlecił mu zrobienie kamiennego mostu w swoim ogrodzie. Kamieniarz zobaczył pałace, wspaniałe komnaty, zobaczył krewnych odzianych w jedwabie, zobaczył sługi i poznał, co to zawiść. Zapragnął pieniędzy, władzy i siły. Zaniedbał swoją pracę i rozmyślał tylko, jak by tu zostać bogaczem. Stał się bardzo nieszczęśliwy.
I oto któregoś dnia obudził się i nie poznał swojego domu: wokół przepych, on leży we wspaniałym łożu w jedwabiach, wkoło krzątają się setki służących i czekają na jego rozkazy. Zrozumiał, że właśnie stał się bogaczem. Bardzo mu się to spodobało i szybko do tego przywykł.
Kiedyś wyszedł na ulicę i zobaczył rządową lektykę, a w niej jakiegoś wysokiego urzędnika, któremu towarzyszył tłum straży przybocznej i służby. Przed lektyką grzmiały trąby, za lektyką dudniły bębny. Wszyscy ludzie na ulicy przystawali i kłaniali się nisko. „No i co z tego? – pomyślał kamieniarz. – On ma dużo służby, ja za to mam dużo złota. Ja mu się kłaniać nie będę.” I gdy mijała go lektyka mandaryna, nie pokłonił się jak inni.
Mandaryn, widząc taki brak szacunku dla władzy, kazał go pojmać, wymierzyć mu sto batów i ściągnąć z niego za karę trzysta liangów srebra. Kiedy kamieniarz podniósł się po tym, wiedział już, dlaczego lepiej być urzędnikiem niż bogaczem. Zaczął rozmyślać dniem i nocą, jak by tu zostać mandarynem. I znowu był nieszczęśliwy. Pewnego dnia patrzy i widzi, że oto jest mandarynem. Ogromnie się ucieszył, a na dowód tego od razu zaczął się zachowywać jak ów urzędnik. Na prawo i lewo rozdzielał baty, skazywał na grzywnę każdego, kto mu się nie spodobał, aż ludzie znienawidzili kamieniarza-mandaryna.
Przejeżdżając kiedyś przez wieś, zobaczył piękną dziewczynę, zbierającą kwiaty. Zapragnął jej i zaczął ją gonić. Ale na krzyk dziewczęcy zbiegli się chłopi uzbrojeni w motyki i topory. Rozgonili straże, złapali mandaryna i obili go tak, że raz na zawsze oduczył się gonić za dziewczynami. Rozmasowując bolące kości, kamieniarz pomyślał: „Widać, że chłopi są silniejsi od mandaryna” – i od tej pory marzył tylko o tym, by być zwykłym chłopem. Aż pewnego rana obudził się i rozpłakał ze szczęścia. Był w ubogiej wiejskiej chacie i stał się chłopem. Od tego dnia uprawiał pole za zboczu góry, pracował od świtu do zmierzchu. Lato było wyjątkowo upalne, słońce piekło niemiłosiernie. Ptaki odfrunęły daleko w góry, bawoły całymi dniami nie wyłaziły z wody. Tylko zielone sadzonki ryżu oraz chłopi spokojnie znosili spiekotę. Kamieniarzowi kręciło się w głowie, bolały go plecy i ciemniało w oczach. Doszedł do wniosku, że nie ma nic potężniejszego od słońca i odtąd marzył już tylko o tym, aby zostać słońcem. Jak marzył, tak też się stało – zamienił się w słońce. Rozparł się na niebie dumny i bezwzględny. Teraz on wysyłał na wszystkie strony palące promienie.
Przez wiele dni był z siebie bardzo zadowolony. Lecz oto pewnego dnia z zachodu nadciągnęła wielka czarna chmura. Przykryła niebo i zakryła słońce. Zirytowało to kamieniarza: „Aha – pomyślał – słońce jest potężne, ale czarna chmura jest silniejsza od niego”. I znowu zaczął rozmyślać, jak tu stać się chmurą. Myślał tak długo, aż stał się czarną chmurą wędrującą po niebie. Kiedy jednak zerwał się zachodni wiatr i z ogromną siłą popędził chmurę po niebie, kamieniarz od razu pomyślał: „Ależ potężny jest ten wiatr! Ileż to ma siły, że potrafi odgonić czarną chmurę! Chcę być tak silny jak on”. Nie skończył jeszcze myśli, a już stał się zachodnim wiatrem. Szalał, gonił chmury, łamał drzewa, zrywał dachy. Nagle natrafił jednak na wielki głaz, który oparł się jego sile. Mimo że bardzo się natężał, kamień ani drgnął. „Nie tak silny jest ten zachodni wiatr, jak myślałem. Kamień zupełnie się go nie boi. Gdybym zmienił się w kamień, niczego nie musiałbym się już bać” – pomyślał kamieniarz. I oto zamienił się w kamień na szczycie góry, bardzo się tym radując. „Kamień jest najsilniejszy i nikogo się nie boi” – myślał. Pewnego dnia przy kamieniu pojawili się jacyś ludzie. Obejrzeli go dokładnie, wyciągnęli dłuta i młotki i zaczęli ociosywać. Kamień zrozumiał, że to kamieniarze, wystraszył się i pomyślał: „Oj, chyba lepiej żebym został, tak jak przedtem, kamieniarzem”.
I oto stał się na powrót zwykłym kamieniarzem, który od rana do nocy ociosywał głazy i robił z nich wiele pożytecznych rzeczy dla ludzi. Był za to bardzo szanowany przez wszystkich chłopów, bogaczy i mandarynów